— Ten, który pałac zdobył! — mówi potężny mąż, ukazując się nagle przed wojewodą — ja!!!
— Jak waści zowią?
— Zagłoba.
— Vivat Zagłoba! — ryczą tysiące gardzieli.
Lecz straszliwy Zagłoba ukazuje krzywcem zabrukanej szabli na bramę.
— Nie dosyć na tem! — woła — tam! do bramy! Działa ku murom i na bramę, a my naprzód! za mną!
Rozszalałe tłumy rzucają się w kierunku bramy, wtem — o cudo! — ogień szwedzki zamiast się wzmagać, słabnie.
Jednocześnie głos jakiś donośny rozlega się niespodzianie z wierzchołka dzwonnicy:
— Pan Czarniecki już w mieście! Widzę nasze chorągwie!!
Ogień szwedzki słabnie coraz bardziej.
— Stój! stój! komenderuje wojewoda.
Lecz tłumy go nie słyszą i biegną naoślep. Wtem biała chorągiew ukazuje się na bramie Krakowskiej.
Istotnie Czarniecki, przebiwszy dom Gdański, wpadł nakształt huraganu do obrębu fortecy, a gdy pałac Daniłłowiczowski już był także zdobyty, gdy w chwilę później i litewskie znaki zabłysły od strony Św. Ducha na murach, uznał Wittemberg, że dalszy opór daremny. Mogli wprawdzie Szwedzi bronić się jeszcze w wyniosłych domach Starego i Nowego-Miasta, lecz i mieszczanie chwycili już za broń: obrona musiałaby się skończyć na straszliwej rzezi Szwedów, bez nadziei zwycięstwa,
Trębacze poczęli tedy trąbić na murach i wiewać białemi chorągwiami. Widząc to komendanci polscy,