działem go w Pilwiszkach, gdyśmy z Podlasia w te strony ciągnęli.
— Czy prawda?… czy prawdę książe powiedział, iż mu się pan Kmicic ofiarował na osobę króla polskiego targnąć?…
— Nie wiem, pani… Wiadomo mi jeno, iż się w Pilwiszkach ze sobą naradzali, zaczem książe odjechał z nim w lasy i tak długo nie wracał, że Paterson począł się bać i wysłał wojsko na spotkanie. Ja właśnie prowadziłem ten oddział. Spotkaliśmy księcia, gdy już wracał. Uważałem, że był zalterowan bardzo, jakby wielkie wzruszenie duszy przebył. Rozmawiał też sam z sobą, co mu się nigdy nie zdarza. Słyszałem też, jako rzekł: „Dyabełby się na to porwał“.… Zresztą nic więcej nie wiem… Jeno później, gdy książe wspominał o tem, z czem mu się pan Kmicic ofiarował, pomyślałem sobie: jeślito było, to wtedy być musiało.
Billewiczówna zacisnęła wargi.
— Dziękuję — rzekła.
I po chwili została sama.
Myśl ucieczki opanowała ją zupełnie. Za wszelką cenę postanowiła wyrwać się z tych ohydnych miejsc i zpod władzy tego zdradzieckiego księcia. Ale dokąd się udać? Wsie i miasta były w ręku szwedzkich, klasztory poburzone, zamki zrównane z ziemią, kraj cały roił się od żołdaków i od straszniejszych od nich zbiegów wojskowych, zbójców, wszelkiego rodzaju łotrzyków. Jakiż los mógł czekać dziewczynę, rzuconą na pastwę tej burzy? Kto z nią pójdzie? Ciotka Kulwiecówna, pan miecznik rosieński i kilkunastu jego czeladzi. A czyż siły te ochronią ją?… Poszedłby może i Ketling, możeby nawet znalazł garść wiernych żołnierzy