skim, toż temi lasami można aż hen! do innych województw ciągnąć i w innych puszczach spokoju szukać.
Wspomnienie pana Wołodyjowskiego rozweseliło Oleńkę. Takiegoby jej opiekuna! To prawy żołnierz, to szabla, pod którą i przed Kmicicem i przed Radziwiłłami samymi można się schronić. Tu przypomniało się jej, że onto właśnie radził wówczas, gdy Kmicica w Billewiczach schwytał, ażeby w puszczy Białowieskiej spokoju szukać.
I słusznie mówił! Rogowska i Zielonka zablisko Radziwiłłów, a koło Białowieży stoi właśnie ten Sapieha, który dopieroco starł z oblicza ziemi najstraszniejszego Radziwiłła.
Zatem do Białowieży, do Białowieży, choćby dziś, jutro!… Niech tylko miecznik rosieński przyjedzie, nie będzie zwlekała!
Ochronią ją ciemne głębie Białowieży, a później, gdy burza przejdzie, klasztor. Tam jeno spokój prawdziwy być może i zapomnienie wszystkich ludzi, wszystkiego bolu, żalu, pogardy…