— Ot, mi wasze prawa! Ot, wasze trybunały! Ot, wasze przywileje!
— Gwałt okropny! — krzyknął miecznik.
— Milcz, szlachetko! — krzyknął książe — bo cię w proch zetrę!
I szedł ku niemu, by porwać zdumiałego szlachcica za pierś i rzucić nim o ścianę.
Wtem Billewiczówna stanęła między nimi.
— Co wasza ks. mość chcesz uczynić? — rzekła.
Książe zatrzymał się.
Ona zaś stała z rozdętemi nozdrzami, z płonącą twarzą i ogniem w oczach, jak gniewna Minerwa. Pierś jej wzdymała się pod stanikiem, nakształt fali morskiej i tak była cudna w tym gniewie, że Bogusław zapatrzył się w nią, wszystkie żądze wypełzły mu na twarz, jakoby węże w pieczarach duszy zamieszkałe.
Po chwili gniew jego przeszedł, przytomność wróciła, czas jakiś patrzył jeszcze w Oleńkę, nakoniec twarz mu złagodniała, skłonił głowę na piersi i rzekł:
— Przebacz anielska panno!… Duszę mam pełną zgryzot a bólu, więc i sobą nie władnę.
To rzekłszy, wyszedł z komnaty.
Wówczas Oleńka załamała ręce, a miecznik oprzytomniawszy, chwycił się za czuprynę i zakrzyknął:
— Jam to popsował wszystko, jam przyczyną twej zguby!
Książe nie pokazał się przez cały dzień. Obiadował nawet u siebie, samowtór z panem Sakowiczem. Wzburzony do dna duszy, nie mógł myśleć tak jasno, jak zwykle. Trawiła go jakaś gorączka. Była to zapowiedź ciężkiej febry, która miała go niebawem uchwycić z taką siłą, że w czasie jej napadów drętwiał zupeł-