chał, a i to trzeba waszmości wiedzieć, że wiernością samę cierpliwą Penelopę mógłbym zawstydzić.
Miecznik przeląkł się jeszcze bardziej, bo właśnie całkiem przeciwne o wierności książęcej miał mniemanie, które i reputacya powszechna potwierdzała, książe zaś jakby na dobitkę dodał:
— Ale masz wasza mość słuszność, że jutra swego nikt niepewien: mogę zachorzeć, ba! nawet zbiera mi się na jakowąś obłożnicę, bom wczoraj tak zdrętwiał, że mnie ledwie Sakowicz odratował; mogę umrzeć, zginąć na wyprawie przeciwko Sapieże, a co będzie mitręgi, molestowań, zmartwień, tegoby na wołowej skórze nie spisał.
— Na rany boskie, radź mości książe!
— Co ja poradzę, — odrzekł ze smutkiem książe — chociaż sambym rad, ażeby klamka jaknajprędzej zapadła.
— Otóż, żeby zapadła… Wziąć ślub, a potem, co będzie, to będzie…
Bogusław zerwał się na równe nogi.
— Na świętą ewangielią! Waszmość ze swoim rozumem kanclerzem litewskim powinienbyś zostać. Przez trzy dni innyby tego nie wymyślił, co waszmości odrazu do głowy przyszło. Tak jest! tak! wziąć ślub i cicho siedzieć. To głowa! Ja i tak za dwa dni na Sapiehę ruszam, bo mus! Przez ten czas przejście tajemne do komnatki panieńskiej się urządzi, a potem w drogę! To głowa statysty! Dwóch albo trzech konfidentów do tajemnicy przypuścim i za świadków weźmiem, aby ślub odbył się formaliter. Intercyzę spiszem, wiano ubezpieczym, do którego zapis dołączę i do czasu — sza! Mieczniku dobrodzieju! dziękujęć z serca, dziękuję! Pójdź