— Rosną oni i tak. Znów słyszałem, iż Szwedów w Telszach wycięto.
— Szlachta? chłopi?
— Chłopi pod przywództwem księdza, ale są i partye szlacheckie, szczególnie wedle Laudy.
— Laudańscy pod Wołodyjowskim wyszli.
— Siła wyrostków i starców zostało. Ci za broń chwytają, bo to wojennicy z rodu.
— Bez pieniędzy nic rebelia nie wskóra.
— A my się w Billewiczach zasilim. Trzeba być gieniuszem, jak wasza ks. mość, żeby tak we wszystkiem znaleść poradę.
Bogusław gorzko się uśmiechnął.
— Lepiej w tym kraju cenią tego, kto się królowej jejmości i szlachcie akomodować umie. Gieniusz ni cnota nie popłaca. Szczęście, żem to i książęciem Rzeszy, a za nogę mnie przecie do sosny nie przywiążą. Byle mnie intraty z dóbr, tu położonych, regularnie dochodziły, nie dbam o całą Rzeczpospolitą.
— Żeby tylko konfiskować nie chciano?
— Pierwiej my skonfiskujemy Podlasie, jeśli nie całą Litwę. Tymczasem zawołaj mi Patersona.
Sakowicz wyszedł i po chwili wrócił z Patersonem. Rozpoczęła się przy łożu książęcem narada, skutkiem której nazajutrz do dnia miano ruszać i nagłemi pochodami ciągnąć na Podlasie. Książe Bogusław wieczorem czuł się już o tyle lepiej, że ucztował razem z oficerami i żartami do późna się bawił, słuchając z przyjemnością rżenia koni i szczęku oręża gotujących się do pochodu chorągwi.
Chwilami oddychał głęboko i przeciągał się w krześle.