Ketling wydobył drżącą ręką pismo z kalety, podał je Oleńce i rzekł:
— Sądź pani, czy rozkaz służby nie tyczy?
Oleńka rzuciła okiem na papier i przeczytała co następuje:
„Ponieważ doszło do naszej wiadomości, że urodzony Billewicz, miecznik rosieński, zamierza opuścić skrycie rezydencyą naszę w zamiarach nam nieprzyjaznych: mianowicie, aby znajomych, kolligatów, krewnych i klientów swoich ad rebelionem przeciw jego szwedzkiemu majestatowi i nam, excitare, przeto polecamy oficerom, na praesidium w Taurogach zostającym, urodzonego Billewicza wraz z synowicą, jako zakładników i jeńców wojennych strzec i ucieczki ich nie dopuścić, pod utratą honoru i sub poena sądu wojennego…” etc.
— Rozkaz przyszedł z pierwszego postoju, po wyjeździe księcia, — rzekł Ketling — dlatego jest na piśmie.
— Niech się dzieje wola Boża! — rzekła po chwili milczenia Oleńka. — Stało się!
Ketling czuł, że wypada mu już odejść i nie ruszał się z miejsca. Blade jego wargi poruszały się od czasu do czasu, jak gdyby chciał coś mówić i nie mógł głosu wydobyć.
Dławiło go pragnienie, by paść jej do nóg i żebrać przebaczenia, lecz z drugiej strony czuł, że ona dosyć ma własnego nieszczęścia i znajdował jakowąś dziką rozkosz w tem, że i on cierpi i że będzie cierpiał bez skargi.
Nakoniec skłonił się i wyszedł w milczeniu, ale zaraz w korytarzu pozrywał bandaże, które miał na świeżej ranie i padł zemdlony, a gdy po upływie godziny