mej księżnej Gryzeldy zaufana, a ja księżnej nie chcę obrazić przez estymę, ani pana starosty kałuskiego także.
— Nie trzeba ostrzegać, — odpowiedział Sakowicz — bo skoro się chcę żenić regularnie, to i starać się muszę regularnie.
— Chciałbym, żeby cię odpaliła.
— Znam kogoś, kogo odpalili, chociaż jest księciem, ale tak myślę, że mnie się to nie przygodzi. Dziwnie mi ono strzyżenie oczyma dodaje otuchy.
— Nie przymawiajże temu, kogo odpalono, aby cię rogaczem nie uczynił. Wyrobię ci w dodatku do herbu rogi, albo przydomek do nazwiska przybierzesz: Sakowicz Rogaty! Ona z domu Borzobohata, a on Bardzorogaty. Dobrana z was będzie para. Owszem, żeń się Jasiu, żeń, a daj znać o weselu, będę drużbą.
Srogi gniew wystąpił na straszne i bez tego lica Sakowicza. Oczy przez chwilę zaszły mu jak dymem, ale wkrótce się opamiętał i w żart obracając słowa książęce, odrzekł:
— Nieboże! na schody o własnej mocy ci niesporo, a grozisz. Masz tu swoję Billewiczównę, dalej chuchraku! dalej! Będziesz ty jeszcze babiniczowe dzieci piastował!
— Bodajżeś język złamał, taki synu. To z choroby się naigrawasz, która o włos mnie nie pogrążyła? Bodaj i ciebie tak oczarowano.
— Co tam czary! Czasem, gdy spojrzę, jak wszystko idzie naturalnym rzeczy porządkiem, to myślę, że czary głupstwo.
— Sameś głupi! Cicho bądź, nie wywołuj licha! Brzydniesz mi coraz więcej.