Tymczasem w pół godziny później odkryto znów dwa trupy. Widocznie bylito maruderowie lub chorzy, których babiniczowscy Tatarzy schwytali, postępując za księciem.
Lecz czemu książe się cofał?
Duglas znał go zbyt dobrze, to jest zarówno jego odwagę, jak doświadczenie wojenne, ażeby chociaż na chwilę przypuścił, że książe nie miał dostatecznych przyczyn. Musiało tam coś zajść koniecznie.
Na drugi dzień dopiero sprawa się wyjaśniła. Mianowicie przyjechał z podjazdem w trzydzieści koni pan Bies Kornia od księcia Bogusława, z doniesieniem, iż król Jan Kazimierz wyprawił za Bug przeciw Duglasowi pana hetmana polnego Gosiewskiego w sześć tysięcy litewskich i tatarskich koni.
— Dowiedzieliśmy się o tem, — mówił pan Bies — zanim Babinicz nadciągnął, bo szedł bardzo ostrożnie i często przypadał, zatem marudnie. Pan Gosiewski jest w czterech lub pięciu milach. Książe powziąwszy wiadomość, cofać się śpiesznie musiał, aby się z panem Radziejowskim połączyć, który łatwo mógł być zniesion. Ale szybko idąc, połączyliśmy się szczęśliwie. Zaraz też książe podjazdy ordynował po kilkanaście koni we wszystkie strony, z doniesieniem do waszej dostojności. Siła ich wpadnie w tatarskie albo chłopskie ręce, ale w takiej wojnie nie może inaczej być.
— Gdzie są książe i pan Radziejowski?
— W dwóch milach ztąd, u brzegu.
— Książe całą-li siłę wprowadził?
— Piechotę zostawić musiał, która się przebiera co najgęstszemi lasami, by się od Tatarów uchronić.
— Taka jazda jak tatarska, by i największemi