proporce migocą! Idą na Szwedów! Uderzyli o rajtaryą — rajtarya mostem! uderzyli na drugi regiment — mostem! Tu huk, armaty grzmią… widzimy ich, gdy wiatr dym zwieje. Łamią piechotę szwedzką… Wszystko pierzcha, wszystko się wali, rozstępuje, idą jak gdyby ulicą… bez mała przez całą armią już przeszli!… Zderzą się z pułkiem konnej gwardyi, wśród którego Carolus stoi… i gwardyą jakoby wicher rozegnał!…
Tu przerwał Wołodyjowski opowiadanie, bo Kmicic pięściami oczy zatkał i krzyczeć począł:
— Matko Boża! raz widzieć i polec!
— Takiego ataku nie zobaczą już oczy moje — ciągnął dalej mały rycerz. — Nam też skoczyć kazano… Więcej nie widziałem, ale coć powiem, tom słyszał z ust szwedzkiego oficera, który przy boku karolowym wówczas był i własnemi oczyma na termin patrzył. Gdy już husarya wszystko złamała po drodze, ten Forgiel, który później pod Rawą wpadł w nasze ręce, rzucił się do rąk karolowych: „Królu, ratuj Szwecyą! ratuj siebie! — krzyknął — ustępuj! ustępuj! nic ich nie wstrzyma!” — A Carolus na to: „Na nic przed nimi ustępować, trzeba opór dać lub zginąć!” Przypadają inni jenerałowie, błagają, proszą, nie chce. Ruszył naprzód… zderzyli się i złamano Szwedów prędzej, niżby do dziesięciu zrachował. Kto legł, tego stratowano; inni rozsypali się, jak groch. Nuż ich ciąć. Król odbił się samowtór; najechał go Kowalski i poznał, bo go już dwa razy widział. Kiedy nie natrze!… Rajtar zastawił króla… Ale owo, powiadali ci, którzy widzieli, że i piorun prędzej nie zabija, jako Roch