przywiózł wiadomość, którą od cerulika, sprowadzonego z Kiejdan usłyszał, że nietylko żyw, ale i zdrowy będzie, bo postrzały goją się szczęśliwie i siły rycerzowi wracają.
Panna Aleksandra posłała hojne ofiary na mszę dziękczynną do Upity, ale od owego dnia przestali chodzić posłańcy, i dziwna rzecz! w sercu dziewczyny, razem z uspokojeniem, począł się budzić dawny żal do pana Andrzeja. Winy jego przychodziły jej znowu co chwila do myśli, tak ciężkie, że nie do odpuszczenia. Śmierć jedynie mogła je pokryć niepamięcią… Gdy wracał do zdrowia, ciążyły znów nad nim… A jednak wszystko, co było można przytoczyć na jego obronę, powtarzała sobie codzień biedna Oleńka.
Tyle się zaś nagryzła przez te dni, tyle jednak rozterki było w jej duszy, że aż na zdrowiu poczęła szwankować.
Zaniepokoiło to wielce pana Tomasza, więc pewnego wieczora, gdy zostali sami, spytał ją:
— Oleńka, powiedzno mi szczerze, co ty myślisz o chorążym orszańskim?
— Bogu wiadomo, że nie chcę o nim myśleć! — odrzekła.
— Bo to widzisz… pochudłaś… Hm!… Być może, że ty jeszcze… Jać nie nalegam na nic, jeno radbym wiedzieć, co się tam w tobie dzieje… Zali nie mniemasz, że wola nieboszczyka dziada twego powinna się spełnić?
— Nigdy! — odrzekła Oleńka. — Dziaduś zostawił mi też furtę otwartą… a ja do niej na Nowy Rok zapukam. W tem spełni się jego wola.