bo i ci, którzy znajdują swoich, płaczą z radości. Cały kościoł rozlega się szlochaniem; od czasu do czasu głos jakiś imię kochane wykrzyknie i zmilknie, a oni stoją w chwale, wsparci na mieczach, lecz i im po srogich bliznach łzy spływają na wąsiska.
Wtem dzwonek, targnięty przy drzwiach zakrystyi, uciszył płacze i gwary. Wszyscy klękli, wyszedł ksiądz ze mszą, a za nim w komżach pan Wołodyjowski i pan Zagłoba i ofiara się rozpoczęła.
Lecz ksiądz także był wzruszony i gdy pierwszy raz zwrócił się do ludu, mówiąc: Dominus vobiscum! głos mu drgał; gdy zaś przyszło do ewangielii i wszystkie szable naraz wysunęły się z pochew, na znak, że Lauda zawsze gotowa wiary bronić, a w kościele stało się aż jasno od stali, to ledwie mógł odśpiewać ewangielią.
Odśpiewano potem wśród powszechnego uniesienia suplikacye, wreszcie msza się skończyła, lecz ksiądz, pochowawszy Sakrament w cyborium, odwrócił się już po ostatniej ewangielii ku tłumom na znak, że pragnie coś powiedzieć.
Więc uczyniło się cicho; ksiądz zaś w serdecznych słowach powitał najprzód wracających żołnierzy, wreszcie oznajmił, że list królewski zostanie odczytany, przez pułkownika chorągwi laudańskiej przywieziony.
Więc uczyniło się jeszcze ciszej i po chwili po całym kościele rozległ się głos od ołtarza:
„My, Jan Kazimierz, król Polski, wielki książe Litewski, Mazowiecki, Pruski etc. etc. etc. W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, amen.
„Jako złych ludzi szpetne przeciw majestatowi i Ojczyźnie występki, zanim przed sądem niebieskim