staną, już w tem życiu doczesnem mają otrzymać karę, tak równie słusznem jest, ażeby cnota nie zostawała bez nagrody, która cnocie samej blasku chwały, a potomnym zachęty do naśladowania cnych przykładów dodawać winna.
„Przeto wiadomo czynimy całemu stanowi rycerskiemu, mianowicie zaś ludziom wojskowym i świeckim urzędy mającym, cujus vis dignitatis et praeminentiae, oraz wszystkiemu obywatelstwu w. ks. litewskiego i naszego starostwa żmudzkiego, że jakiekolwiek gravamina ciążyłyby na urodzonym a nam wielce miłym panu Andrzeju Kmicicu, chorążym orszańskim, te coram jego następnych zasług i chwały zniknąć z pamięci ludzkiej mają, w niczem czci i sławy pomienionemu chorążemu orszańskiemu nie ujmując”.
Tu ksiądz przestał czytać i spojrzał ku ławce, w której pan Andrzej siedział, on zaś powstał na chwilę i wnet usiadł znowu, głowę swą wynędzniałą wsparł o dalę i przymknął powieki, jakoby w omdleniu.
A wszystkie oczy zwróciły się ku niemu, wszystkie usta poczęły szeptać:
— Pan Kmicic! Kmicic! Kmicic! tam, obok Billewiczów!
Lecz ksiądz skinął ręką i począł czytać dalej, wśród głuchego milczenia:
„Który chorąży orszański, lubo w początkach nieszczęsnej owej szwedzkiej inkursyi po stronie księcia wojewody się opowiedział, przecie uczynił to nie z żadnej prywaty, ale z najszczerszej ku ojczyźnie intencyi, perswazyą tegoż księcia do błędu przywiedzion, jakoby taka jeno, a nie inna droga salutis reipublicae zostawała, jaką sam książe kroczył.