— Wiemy! wiemy! wiemy! — grzmiało w całym kościele.
— Uciszcie się — rzekł ksiądz, podnosząc pismo królewskie ku górze.
„Przeto my (czytał dalej) rozważywszy wszystkie jego zasługi względem naszego majestatu i ojczyzny tak niezmierne, że i syn większych ojcu i matce oddaćby nie mógł, postanowiliśmy je w tym liście naszym promulgować, ażeby tak wielkiego kawalera, wiary, majestatu i Rzeczypospolitej obrońcę, nieżyczliwość ludzka dłużej już nie ścigała, lecz aby przynależną cnotliwym chwałą i powszechną miłością okryty chodził. Nim zaś sejm następny, chęci te nasze potwierdzając, wszelką zmazę z niego zdejmie i nim starostwem upickiem, które vacat, nagrodzić go będziem mogli, prosim uprzejmie nam miłych obywatelów starostwa naszego żmudzkiego, aby te słowa nasze w sercach i umysłach zatrzymali, które nam sama justitia fundamentum regnorum przesłać, ku ich pamięci, nakazała”.
Tu skończył ksiądz i zwróciwszy się do ołtarza, modlić się począł; pan Andrzej zaś uczuł nagle, że jakaś dłoń miękka chwyta jego rękę, spojrzał: była to Oleńka i nim miał czas pomiarkować się, cofnąć dłoń, panna podniosła ją i przycisnęła do ust wobec wszystkich, w obliczu ołtarza i tłumów.
— Oleńka! — krzyknął zdumiony Kmicic.
Lecz ona wstała i zakrywszy twarz zasłoną, rzekła do miecznika:
— Stryju! chodźmy, chodźmy ztąd prędko!
I wyszli przez drzwi zakrystyi.