Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.1.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

prawdę jest to lumen naszej okolicy. I taki zacny człowiek! Ona również dobra kobieta, tylko dla mnie nieco przesadna.
— Ex-piękność!
— Tak. Przyczynia się też do jej przesady i to ciągłe życie na wsi, przez które się trochę rdzewieje. Myślę, że w mieście wszystkie dziwactwa ludzkie i śmieszności ścierają się wzajemnie, a na wsi łatwiej ludzie zmieniają się w oryginałów. Zwolna odwyka się od towarzystwa, zachowuje się jakiś przestarzały sposób w obejściu z ludźmi i dochodzi się do przesady. My wszyscy musimy się ludziom z wielkich miast wydawać zardzewiali i trochę śmieszni.
— Nie wszyscy. Bynajmniej! — odpowiedział Połaniecki. — Pani naprzykład — bynajmniej!
— Więc to przyjdzie z czasem — odpowiedziała z uśmiechem.
— Czas może także przynieść zmiany.
— U nas tak mało się zmienia — i najczęściej na gorsze.
— Ale w życiu panien wogóle zmiany są przewidywane.
— Chciałabym naprzód, byśmy z papą mogli przyjść do ładu z Krzemieniem.
— Więc ojciec i Krzemień, to dwa główne, jedyne cele w życiu pani?
— Tak. Ale mało mogę pomódz, bo się mało znam na czemkolwiek.
— Papa, Krzemień — i nic więcej! — powtórzył Połaniecki.