Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.1.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak. A ty do domu?
— Tak.
— Nie oświadczyłeś się pani Emilii?
— Nie.
— Więc ci przebaczam. Możesz jechać!
— Schowaj koncepta na lepszą porę. Litka jest bardzo zagrożona.
Bukacki spoważniał i, podniósłszy brwi, począł mówić:
— Aj! aj! Czy to zupełnie pewne?
Połaniecki opowiedział mu pokrótce, jakie jest zdanie lekarzy.
Bukacki milczał przez chwilę, następnie rzekł:
— I nie ma tu człowiek być pesymistą! Biedne dziecko i biedna matka. W razie nieszczęścia, zupełnie sobie nie wyobrażam, jak ona je zniesie.
— Ona jest ogromnie religijna, ale strach o tem myśleć.
— Wyjdźmy trochę na miasto — rzekł Bukacki — tu można się udusić...
I wyszli. Po drodze Bukacki począł powtarzać:
— I nie ma tu człowiek być pesymistą. Cóż jest taka Litka? Po prostu gołąb! Każdyby jej pożałował, tylko śmierć nie pożałuje.
Połaniecki milczał.
— Sam nie wiem teraz — mówił Bukacki — czy jechać do Reichenhallu? W Warszawie, jak jest pani Emilia, to i ja mogę wytrzymać. Raz na miesiąc oświadczam się jej, raz na miesiąc dostaję odkosza i tak sobie żyję od pierwszego do pierwszego. Teraz, pierwszy mi-