Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.1.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.



XIV.

— O majątek nie ubiegałem się nigdy — mówił pan Pławicki — ale jeśli Opatrzność w niezbadanych swych wyrokach tak pokierowała, żeby choć część tej wielkiej fortuny przeszła w nasze ręce, to nie chcę jej dróg krzyżować... Mnie z tego wiele już nie przyjdzie, mnie potrzebne wkrótce będą cztery deski i cicha łza dziecka, dla którego żyłem, ale tu idzie o Marynię.
— Zwracam pańską uwagę — rzekł zimno Maszko — że, po pierwsze, to są widoki bardzo niepewne...
— Ale czy godzi się nie brać ich pod uwagę?...
— Po wtóre, że pani Płoszowska żyje jeszcze...
— Ale z babinki trociny już się sypią... stara jak grzyb!
— Po trzecie, że może zapisać majątek na cele publiczne...
— Ale czyby nie można przeciw temu wystąpić?
— Po czwarte, że wasze pokrewieństwo jest niezmiernie dalekie. W ten sposób wszyscy w Polsce są sobie krewni.
— Jednakże bliższych krewnych niema.