— Połaniecki to przecie także wasz krewny?
— Żaden! dalibóg, żaden! On jest krewny pierwszej mojej żony, nie mój!
— A Bukacki?
— Dajże pan spokój. Bukacki jest kuzynem żony mojego szwagra.
— Innych krewnych pan nie ma?
— Przyznawali się do nas Gątowscy z Jałbrzykowa. Jak to pan wie... Ludzie to mówią, co im pochlebia... Z Gątowskim zresztą nie potrzebuję się liczyć.
Maszko umyślnie przedstawiał trudności, by potem ukazać brzeżek nadziei, więc rzekł:
— U nas ludzie są chciwi na spadki — i niech się spadek jaki otworzy — zlatują się ze wszystkich stron, jak wróble na pszenicę... Wszystko w takich razach polega na tem, kto się prędzej zgłosi... Pamiętaj pan, że człowiek sprężysty i znający się na rzeczy może z niczego coś zrobić, gdy przeciwnie, człowiek bez energii i znajomości interesów, mając nawet pewne podstawy działania, może nic nie wskórać...
— To wiem z doświadczenia. Całe życie miałem póty interesów.
Tu pan Pławicki przeciągnął ręką po gardle, Maszko zaś dodał:
— Prócz tego możesz się pan stać igraszką adwokatów i być wyzyskiwanym bez granic...
— Liczyłbym w takim razie na osobistą pańską z nami przyjaźń...
— I nie zawiódłbyś się pan — odrzekł z powagą
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.1.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.