— Czego ty się gniewasz? Jeśli ci to robi przykrość...
Lecz Połaniecki przerwał:
— Ja się nie gniewam, tylko radzę ci pamiętać moje słowa.
I patrzył mu dalej w oczy, Maszko zaś pomyślał: „Jeśli chcesz koniecznie awantury, to będziesz ją miał.“
— Twoje słowa — odrzekł — mogę pamiętać, tylko przyjmijże i ty odemnie radę: nie pozwalaj sobie do mnie mówić tym tonem, bo mógłbym go także zapamiętać i wezwać cię do obrachunku.
— Co u licha! — zaczął Bukacki. — Co wam jest!?
Lecz Połaniecki, w którym rozdrażnienie na Maszkę zbierało się od dawna, byłby posunął niechybnie rzeczy do ostateczności, gdyby nie to, że w tej chwili wpadł do gabinetu służący pani Emilii.
— Proszę pana — rzekł zdyszanym głosem — panienka umiera!
Połaniecki zbladł i, porwawszy za kapelusz, skoczył do drzwi. Nastało głuche, długie milczenie, które przerwał wreszcie Maszko:
— Zapomniałem — rzekł — że jemu wszystko trzeba teraz wybaczyć...
A Waskowski, zakrywszy oczy rękoma, począł się modlić.
Wreszcie podniósł głowę i ozwał się:
— Bóg jeden okiełznał śmierć i potrafi ją powstrzymać.
Jakoż w kwadrans później Bigiel odebrał od żony kartkę ze słowami:
— „Atak minął.“
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.1.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.