Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz po chwili przyszło mu na myśl, że to jest tylko rodzaj osłabienia taki, jaki przychodzi naprzykład po chirurgicznej operacyi, lub po przebytej chorobie — i że życie pozytywne wypełni mu zczasem ową czczość, którą odczuwał.
Życiem pozytywnem zaś był dla niego „Dom handlowy.“
Przyszedłszy na obiad, zastał Waskowskiego i dwóch służących, którzy mrugali na siebie, widząc, jak staruszek podnosi chwilami widelec z kawałkiem mięsa do góry i zamyśla się na śmierć, lub rozmawia sam z sobą. Profesor Waskowski od niejakiego czasu ustawicznie rozmawiał z sobą, i to tak głośno, że ludzie oglądali się za nim na ulicy. Niebieskie jego oczy patrzyły teraz chwilę bezprzytomnie na Połanieckiego, poczem zbudził się jakby ze snu i rzekł, kończąc poczętą w głowie myśl:
— Ona powiada, że ją to zbliży do dziecka.
— Kto powiada? — spytał Połaniecki.
— Pani Emilia.
— W jaki sposób się zbliży?
— Bo chce zostać Siostrą miłosierdzia.
Połaniecki zamilkł pod wrażeniem tej wiadomości. Mógł on sobie myśleć, co mu przez głowę przeszło, rugować z siebie uczuciowość, filozofować o niezdrowych wybujałościach całego społeczeństwa, w którem żył — w duszy miał jednak dwie jakby świętości: Litkę i panią Emilię. Litka była już tylko drogiem wspomnieniem — natomiast panią Emilię kochał żywem, braterskiem i najtkliwszem uczuciem, którego w rozmyślaniach nigdy nie tykał.