— Nie — rzekł krótko Połaniecki.
Po chwili zaś dodał:
— Nic, tylko zmartwienia ze wszystkich stron!
— Jednoby można — mówił dalej Waskowski — namawiać ją, żeby zamiast Sióstr miłosierdzia, u których praca jest nad jej siły, wybrała jaki zakon kontemplacyjny. Są takie, gdzie biedny atom ludzki rozpływa się tak w Bogu, że przestaje żyć życiem osobistem, więc przestaje i cierpieć...
Połaniecki machnął ręką.
— Ja się na tych rzeczach nie rozumiem — rzekł szorstko — i nie wdaję się w nie.
— Właśnie mam tu gdzieś książeczkę włoską o Nazaretankach — rzekł Waskowski, rozpinając surdut. — Nie wiem, gdzie mi się podziała... Wychodząc, gdzieś ją schowałem.
— Co mnie mogą obchodzić pańskie Nazaretanki?
Lecz Waskowski za surdutem rozpiął następnie w poszukiwaniu i kamizelkę, poczem zamyślił się i rzekł:
— Czegóż ja szukałem? A wiem, tej włoskiej książeczki. Za parę dni jadę do Rzymu — na długo, na bardzo długo. Pamiętasz, com ci mówił, że to przedsionek do innego świata. Już mi czas do bożej sieni. Emilkę bardzobym namawiał, żeby jechała do Rzymu, ale ona od dziecka nie odjedzie. Jako Siostra miłosierdzia zostanie tutaj. Możeby się jej jednak podobała reguła Nazaretanek... Taka pogodna i prosta, jak pierwsze chrześcijaństwo... A ja jadę wkrótce... Nie z głową, mój drogi, bo tam lepiej wiedzą, czego się trzymać, ale z sercem — maluczki, ale miłujący.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.