Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wola Litki!... Ona ani przypuszcza, że wola Litki może być nie spełniona — i jakże jej miałem powiedzieć, że tamta nie jest już tem dla mnie, czem była...
A jednak czuł coraz wyraźniej, że dłużej nie powinno tak być i że owe węzły, łączące go z Marynią, należy w krótkim czasie albo ścieśnić, albo zerwać, by położyć koniec dziwacznemu położeniu, nieporozumieniom i troskom, jakie stąd mogły wyniknąć; czuł, że trzeba to uczynić prędko, by postąpić uczciwie. I ogarnął go nowy niepokój, wydało mu się bowiem, że jakkolwiek postąpi, nie przyniesie mu to szczęścia.
Wróciwszy do domu, zastał list Maszki, który brzmiał, jak następuje:
— „Byłem u ciebie dziś dwa razy. Jakiś waryat zelżył mnie wobec moich dependentów, z powodu dąbrowy, którą ci sprzedałem. Nazywa się Gątowski. Potrzebuję z tobą pomówić i będę raz jeszcze przed wieczorem“.
Jakoż przybiegł przed upływem godziny i nie zdejmując paletota, począł pytać:
— Ty znasz tego Gątowskiego?
— Znam. To sąsiad i krewny Pławickich. Skąd to poszło i co się stało?
Maszko zdjął paletot i rzekł:
— Nie rozumiem nawet, skąd wieść o tej sprzedaży mogła się rozejść, bo ja nie mówiłem o tem nikomu i nawet zależało mi na tem, by się nie rozeszła.
— Nasz agent, Abdulski, jeździł do Krzemienia obejrzeć dąbrowę. Gątowski musiał się od niego dowiedzieć o sprzedaży.