Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

pozorów, jak drugich nie znam — więc zerwą ze mną, jako z awanturnikiem. Jeśli Gątowskiego postrzelę, zerwą ze mną jako z zabójcą; jeśli on mnie, zerwą, jako z niedołęgą, który się pozwolił zelżyć i poturbować. Na sto danych jest dziewięćdziesiąt, że tak postąpią. Rozumiesz teraz, dlaczegom ci powiedział, że dyabli wezmą mnie, mój kredyt, moje stanowisko i w dodatku Krzemień.
Połaniecki machnął ręką, z całym bezmyślnym egoizmem, na jaki zdobyć się może tylko mężczyzna w stosunku do drugiego mężczyzny, który go w gruncie rzeczy mało obchodzi.
— Ba! — rzekł — Krzemień może ja od ciebie kupię. Ale położenie jest ciężkie. Co tedy myślisz robić z Gątowskim?
Na to Maszko rzekł:
— Dotychczas płacę długi. Nie chciałeś mi drużbować, czy zechcesz być moim świadkiem?
— Tego się nie odmawia — rzekł Połaniecki.
— Dziękuję. Gątowski mieszka w Saskim hotelu.
— Jutro będę u niego.
Zaraz po wyjściu Maszki, Połaniecki wybrał się na spędzenie wieczoru do Pławickich, po drodze zaś myślał:
— Z Maszką niema żartów — i rzecz nie skończy się byle jak; ale co mnie to może obchodzić? Co oni wszyscy mnie obchodzą, albo ja ich? Jednakże jaki człowiek jest dyabelnie sam na świecie!
I nagle uczuł, że jedyną na świecie istotą, którą on coś obchodzi i która o nim myśli, nie jak o rzeczy, jest Marynia.