Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

tymi, którzyby mogli pożądać jej ręki — on, w każdym razie, byłby ostatnim, za któregoby wyszła. — „Co ja mam? — nic — mówił sobie — ten parszywy Jałbrzyków i nic więcej: ani rozumu, ani pieniędzy. Każdy coś wie, tylko ja nic nie wiem! Każdy coś znaczy, tylko ja nic nie znaczę. Taki Połaniecki ma i naukę i pieniądze, a że ja ją lepiej kocham — dyabli mi z tego i tyle jej, skorom taki dureń, że jeszcze jej przez to szkodzę, nie pomagam“.
Połaniecki, wracając do domu, myślał o Gątowskim to samo i wogóle nie miał dla niego ani iskry współczucia. W domu zastał Maszkę, który go czekał od godziny i który rzekł mu na powitanie:
— Drugim świadkiem będzie Kresowski.
Połaniecki skrzywił się nieco i odpowiedział:
— Widziałem Gątowskiego.
— I co?
— To dureń.
— Przedewszystkiem. Czy mówiłeś mu co w mojem imieniu?
— W twojem nic. Mówiłem mu jako krewny pana Pławickiego, że oddał mu najgorszą w świecie usługę.
— Nie dałeś żadnych wyjaśnień?
— Żadnych. Słuchaj Maszko, tobie chodzi o pełną satysfakcyę — mnie także nic na tem nie zależy, żebyście sobie we łby postrzelali. Na mocy tego, com Gątowskiemu powiedział, gotów jest przystać na wszystkie twoje warunki. Na szczęście, udał się do radcy Jamisza, a to jest rozsądny i łagodny człowiek, który także rozu-