Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

smutne dzieje, o których dziś nie chcę mówić“. Uważ że nie odpowiedziała wprost, kiedy jej mąż umarł.
— I co ty na to?
— Ja myślę, że jeśli papa żyje, to musi być tego rodzaju figura, o której się nie mówi i że to naprawdę mogą być „smutne dzieje“.
— Tajemnica dawnoby się wydała.
— Te panie siedziały kilkanaście lat za granicą. Kto wie? Zresztą w niczem to moich zamiarów nie zmienia. Jeśli pan Krasławski siedzi w Ameryce i nie przyjeżdża tu, to musi mieć do tego dobre powody, więc tak, jakby go nie było. Owszem, teraz nabieram otuchy, że moje małżeństwo dojdzie do skutku, bo rozumiem, że gdy ludzie muszą coś ukrywać, wówczas mniej są wymagający.
— Wybacz mi moją ciekawość — rzekł Połaniecki, biorąc kapelusz — ale mnie chodzi o moją sumę, a teraz o Pławickich: czy ty wiesz napewno, że te panie mają pieniądze?
— Powiem ci otwarcie: zdaje się, że i grube, ale jednak stawiam na kartę trochę zakrytą. Prawdopodobnie mają znaczną gotówkę. Matka powiedziała mi kilkakrotnie, że córka jej nie potrzebuje się oglądać na majątek męża. Kasę żelazną widziałem. Dom prowadzą duży. Znam w Warszawie prawie wszystkich żydów i nieżydów, którzy pożyczają pieniędzy; i wiem napewno, że nikomu grosza nie winne. Jak sam wiesz, mają ładną willę niedaleko od Bigielów. Z kapitału nie żyją, bo są na to za mądre.
— Pozytywnej cyfry jednak nie wiesz?