— Mówiła mi Marynia, że chcecie jechać do Włoch po ślubie.
— Jeśli moja przyszła pani się zgodzi.
— Przyszła pani nietylko się zgadza — odpowiedziała Marynia — ale straciła głowę z radości, i ma ochotę skakać po pokoju, jakby miała dziesięć lat.
Na to pan Pławicki rzekł:
— Jeśli krzyżyk samotnego starca może się wam przydać w daleką podróż, to was żegnam.
I wzniósł oczy i rękę ku górze, ku niewymownej radości Bukackiego, lecz Marynia ściągnęła w dół wzniesioną rękę pana Pławickiego i, pocałowawszy ją, rzekła, śmiejąc się:
— Papusiu, będzie czas, toż my się dopiero tam kiedyś po ślubie wybieramy.
— I właściwie mówiąc — dodał Bukacki — to kupuje się bilety, oddaje się na wagę rzeczy i jedzie się — nic więcej.
Na to pan Pławicki zwrócił się do młodego cynika i odpowiedział z pewnem namaszczeniem:
— Czy jużeście do tego doszli, że błogosławieństwo samotnego starca i ojca uważacie za zbyteczne?
Lecz Bukacki, zamiast odpowiedzi, objął w pół pana Pławickiego, pocałował go w okolicę kamizelki i rzekł:
— A czyby „samotny starzec“ nie zagrał w pikietę, żeby tym dwom szalonym głowom dać się wygadać?
— Ale z rubikonem? — odpowiedział pan Pławicki.
— Ze wszystkiem, czego pan chce.
To powiedziawszy, zwrócił się do młodej pary:
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.