— Bo w całem tem otoczeniu, ty jednak marnie żyjesz.
— Dosyć marnie.
— Ty także należysz do tych, którzy udają! Co za choroba w tem społeczeństwie! Pozujesz i cała rzecz!
— Czasem. Ale zresztą to się zmienia w naturę.
Bukacki zwolna, pod wpływem „Bordeaux“, ożywiał się i stawał się rozmowniejszym, jakkolwiek nie powracała mu wesołość.
— Widzisz — rzekł — jednej rzeczy nie udaję. Oto wszystko, co sam mogłem sobie powiedzieć, lub co ktoś może mi powiedzieć, pomyślałem i powiedziałem sobie od dawna. Prowadzę najgłupsze i najbardziej czcze życie, jakie można prowadzić. Naokoło mnie jest ogromna nicość, której się boję i którą zarzucam takiemi oto gratami, jakie widzisz w tym pokoju, żeby się mniej bać. Nie lękać się śmierci, to co innego, bo się po śmierci nie czuje, ani myśli. Wtedy ja będę stanowił także cząstkę nicości, ale czuć ją, żyjąc, uświadamiać ją, zdawać sobie z niej sprawę, dalibóg, nie może być nic podlejszego. Przytem stan mego zdrowia jest zły naprawdę i odejmuje mi wszelką energię. Nie mam w sobie paliwa, więc go sobie dodaję. Mniej w tem jest pozy i udawania, niż przypuszczasz. Że poddawszy sobie paliwa, biorę życie ze strony humorystycznej, to naśladuję w tem chorego, który leży na tym boku, na którym mu leżeć najdogodniej. Tak mi najdogodniej, a że pozycya jest sztuczna, zgadzam się; każda inna jednak byłaby dokuczliwsza. I oto przedmiot wyczerpany.
— Gdybyś ty się wziął do jakiej roboty.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.