Tu począł gorączkowo mieszać łyżeczką w kawie, a Połaniecki, który był bardzo żywy, zerwał się i rzekł:
— A ty bestyo jedna! A cóżeś to gadał przed kilku miesiącami, że pyrgasz do Włoch, bo tam ciebie nikt nie kocha, ani ty nikogo nie kochasz. Pamiętasz, może się będziesz wypierał?
— A cóżem gadał dziś rano tobie i twojej narzeczonej? żeście powaryowali? A teraz tobie mówię, że dobrze robisz! Cóż ty chcesz odemnie logiki! Gadać a mówić, to dwie rzeczy różne. A teraz jestem szczerszy, bom wypił dwie butelki wina.
Lecz Połaniecki począł chodzić po pokoju i powtarzać:
— No, dalibóg! to coś bajecznego. Ot, jaki jest grunt rzeczy i co oni wszyscy mówią, gdy się ich przyciśnie.
Bukacki nalał trochę drżącą ręką drugą filiżankę kawy i mówił dalej:
— Kochać — to już dobrze, ale jest jeszcze coś lepszego — to być kochanym. Nadto już niema nic! Co do mnie, oddałbym te wszystkie... Ale o mnie nie warto mówić. Życie jest to licho i bez talentu napisana komedya — nawet to, co ogromnie boli, bywa czasem jak lichy melodramat; ale jeśli w życiu jest co dobrego, to tylko być kochanym. Wyobraź sobie, żem tego nie zaznał — a tyś to znalazł, nie szukając...
— Tego nie mów, bo nie wiesz, jak mi to przyszło.
— Wiem. Mówił mi Waskowski... To zresztą wszystko jedno. Rzecz w tem, żebyś to umiał cenić.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.