Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale, jako osoba dobrze wychowana, stała się tem grzeczniejszą dla Maryni. Poczęła ją wypytywać o jutrzejsze zamiary i dowiedziawszy się, że mają być w Watykanie, oświadczyła, że i oni z mężem mają karty wstępu i że również skorzystają ze sposobności.
— Pani wie, jak trzeba być ubraną? — spytała — czarna suknia i na głowie czarna koronka. Trochę się staro w tem wygląda, ale to nieodzowne.
— Wiem, przestrzegał mnie pan Świrski — odpowiedziała pani Połaniecka.
— Pan Świrski ciągle mi w czasie posiedzień o pani opowiada. On ma dla pani ogromną sympatyę.
— I ja dla niego — rzekła Marynia.
W czasie tej rozmowy zajechali przed hotel. Połaniecki otrzymał od pięknej pani tak lekki i oziębły uścisk ręki, że, jakkolwiek głowę miał zajętą czem innem, jednak to zauważył.
— Czy to jest nowy sposób — pomyślał — czy też ja powiedziałem coś, co jej się nie podobało?
I wieczorem spytał Marynię:
— Co myślisz o pani Osnowskiej?
— Myślę — odrzekła — że pan Świrski może mieć trochę słuszności.
A Połaniecki odpowiedział:
— Ona w tej chwili pisze pamiętnik, który „Józio“ uważa za arcydzieło...