Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

że pókim chodził i był jako tako zdrów, drwiłem z życia, a teraz — powiem ci to pod sekretem — ja mam ochotę jeszcze żyć.
— I będziesz.
— Ej, daj spokój. Żona twoja mi to wmówiła — ale teraz znów nie wierzę. I ciężko mi. Zmarnowałem się. Ale słuchaj, dlaczego chciałem z tobą mówić. Nie wiem, czy czeka mnie jaki obrachunek, czy nie? Szczerze ci mówię: nie wiem! — a jednak mam jakiś dziwny niepokój, jakbym się czegoś bał — i powiem ci czego: oto, że ja tam, dla swoich, nic nie zrobiłem, a mogłem! mogłem!... Przed tą myślą strach mnie bierze — daję ci słowo! To jest niegodna rzecz! Nic nie zrobiłem: zjadałem darmo chleb, a teraz... śmierć. Jeśli są jakie baty i jeśli mnie czekają, to za to — i słuchaj Stachu — ciężko mi!...
Tu jakkolwiek mówił zwykłym sobie, niedbałym tonem, twarz jego poczęła wyrażać istotny niepokój — usta pobladły mu nieco, a na czole osiadło kilka kropel potu.
— Dajże pokój! — rzekł Połaniecki — ot, co mu do głowy przychodzi! Szkodzisz sobie!
Lecz Bukacki mówił dalej:
— Słuchaj, czekaj! Ja mam dość znaczny majątek — niech choć on coś zrobi za mnie. Ja tobie zostawię część, ale ty resztą rozporządź na coś pożytecznego! Ty jesteś praktyczny i Bigiel także. Namyślcie się, bo ja nie wiem, czy będę miał czas. Zrobisz to?
— I to, i co chcesz!
— Dziękuję ci. Jaki to dziwny tego rodzaju nie-