co mówiono, że tenże Kopowski starał się, czy stara o nią, a pani Broniczowa...
Tu Maszko począł się śmiać:
— Panią Broniczową khedyw wprowadzał osobiście na piramidę Cheopsa, nieboszczyk Alfons hiszpański mówił jej codzień w Cannes: „Bonjour, madame la comtesse!“ Musset pisywał jej w 56 roku wiersze w albumie, a Moltke przesiadywał u niej na kuferku w Karlsbadzie — słowem: przez imaginacyę jeździła na wszelkie koronacye. Teraz, od czasu gdy panna Castelli dorosła, a raczej wybujała na pięć stóp i coś tam cali, ciocia „Słodyczka“ odbywa te imaginacyjne podróże, już nie na własny rachunek, ale siostrzenicy, w czem jej od pewnego czasu pomaga pani Osnowska tak gorliwie, że aż trudno zrozumieć, jaki ma w tem cel. Oto wszystko, chyba, że chcesz wiadomości o nieboszczyku panu Broniczu, który umarł sześć lat temu, nie wiadomo na jaką chorobę, bo pani Broniczowa za każdym razem wynajduje inną, dodając prócz tego, że był to ostatni z Rurykowiczów, nie dodając zaś, że przedostatni, to jest jego ojciec, był w swoim czasie rządcą u Rdułtowskich, i że na nich dorobił się fortuny. No, skończyłem... Vanity’s fair!... Bądź mi teraz zdrów, trzymaj mi się dobrze, i w razie potrzeby licz na mnie. Gdybym był pewien, że taka potrzeba prędko zajdzie, zmusiłbym cię do przyrzeczenia, że się do nikogo innego nie udasz, tylko do mnie. Do widzenia!
To rzekłszy, Maszko uścisnął rękę Połanieckiego z nieopisaną łaskawością — i wyszedł, Połaniecki zaś, wzruszywszy ramionami, rzekł:
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.