Pani Osnowska zapomniała tak zupełnie o swoich „florencko-rzymskich“ wieczorach, że była zdziwiona, gdy jej je kiedy mąż przypomniał. Jakieś wieczory! ani jej w głowie! Ona ma teraz inne zajęcie, które się nazywa „oswajaniem orła.“ „Jeśli kto nie widzi, że orzeł i Lineta dla siebie stworzeni, to z przeproszeniem męża i pana, ma bardzo krótki wzrok, ale na to niema rady. Mężczyźni wogóle wielu rzeczy nie rozumieją, bo im brak poczuć! Zawiłowski może być pod tym względem wyjątkiem, ale gdyby Marynia Połaniecka powiedziała mu po przyjaźni, żeby się staranniej ubierał i zapuścił brodę, toby było doskonale! Castelka taka nawskróś estetyczna, że ją byle co razi, choć z drugiej strony on ją porywa — mało powiedzieć! — wprost hipnotyzuje!... I przy jej naturze — niema w tem nic dziwnego!“
Pan Osnowski, słuchając takiego szczebiotania, rozpływał się z zachwytu i korzystając ze sposobności, starał się opanować ręce żony, by je pokrywać pocałunkami aż do łokci; raz jednak zadał jej to zupełnie naturalne pytanie, które i Połaniecki zadał Maryni:
— Powiedz mi, co ci na tem zależy?