— Na to trzeba — odpowiedział nieco drżącym głosem — by mi pani powiedziała: przyjedź!
Ona zawahała się jeszcze przez chwilę; może nie śmiała mu powiedzieć tak wprost i w tej formie, jak on tego żądał, nagle jednak zarumieniła się i wyszeptała:
— Przyjedź!
Potem uciekła, jakby wstydząc się tych kolorów, które pomimo mroku biły coraz widoczniej jej na twarz.
Zawiłowskiemu, gdy wracał do domu, zdawało się, że pada deszcz gwiazd.
Wyjazd Osnowskich miał jednak nastąpić dopiero za dziesięć dni. Przedtem malowanie portretu szło zwykłym trybem i miało tak iść aż do ostatniego dnia, albowiem panna Lineta nie chciała tracić czasu. Pani Osnowska namówiła ją, by wyłącznie malowała Zawiłowskiego, ponieważ Kopowski potrzebuje już tylko kilku posiedzeń, które będzie można urządzić w Przytułowie, przed samym ich wyjazdem do Scheveningen. Dla Zawiłowskiego owe posiedzenia stały się teraz jakby pierwszą potrzebą życia — jeśli wypadkiem zaszła jaka przeszkoda, uważał taki dzień za stracony. Pani Broniczowa bywała najczęściej obecna przy malowaniu. Zawiłowski odgadywał w niej jednak duszę przyjazną i w końcu sposób, w jaki mówiła o pannie Linecie, począł mu być miły. Oboje układali wprost hymny na cześć panny Linety, którą w poufnej rozmowie pani Broniczowa nazywała „Niteczką“. Zawiłowskiemu podobało się to miano tem bardziej, im wyraźniej czuł, jak ta „Niteczka“ obwija mu się koło serca.
Częstokroć jednak wydawało mu się, iż pani Bro-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.