— Gdybyś lepiej rozumiał kobiety, tobyś się cieszył z tego, żem do małżeństwa nie dopuściła. Ty jej nie znasz. Ona jest cała jak patyk, a przytem ma zły charakter. Czy i tego nie rozumiesz, żem ci kazała starać się o nią, przez wzgląd na ludzi i na Józia. Inaczej, czembyś mógł usprawiedliwić codzienne prawie bywanie?
— Jabym rozumiał, gdybyś była inna.
— Nie przeszkadzaj mi. Widzisz, że wszystko tak urządziłam, żeby twój portret nie był skończony i żebyś mógł przyjechać do Przytułowa. Potem przyjedzie tam Stefcia Ratkowska, krewna daleka Józia. Rozumiesz? Musisz udawać, że ci się podoba, a ja w Józia wmówię, co chcę. W ten sposób będziesz mógł zostać w Przytułowie. Do panny Ratkowskiej już pisałam. Jest nieładna, ale miła.
— Ciągle udawać i za to nic.
— Chciałabym ci powiedzieć: to sobie nie przyjeżdżaj.
— Anetko!
— Więc bądź cierpliwy. Nie mogę się na ciebie długo gniewać. Ale teraz już idź sobie. Idź, zabaw panią Maszkową.
I po chwili pani Osnowska została sama. Oczy jej odprowadzały przez minutę Kopowskiego, z resztkami gniewu, ale zarazem z pewną czułością. W białym krawacie, przy swej smagłej cerze, był tak zabójczo piękny, że nie mogła mu się dosyć napatrzyć. Lineta była już narzeczoną innego, a jej jeszcze wydała się nieznośną myśl, że ta jej codzienna rywalka mogła go nietylko posiąść, jako męża, ale nawet jako kochanka. Pani
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.