gii uprawiał tennis niemniej zapalczywie od pana Osnowskiego, począł się teraz chełpić swem doświadczeniem i rzekł:
— Żebym tam był, pokazałbym wam, jak się gra w tennis.
— Mnie, tak! — odpowiedział Zawiłowski — ale oni tam zresztą dobrze grają, zwłaszcza Kopowski.
— A, to pan Kopowski jest w Przytułowie? — spytał Połaniecki.
— Jest — odpowiedział Zawiłowski.
I nagle obaj, spojrzawszy sobie w oczy, w jednej chwili odgadli, że obaj coś wiedzą — i umilkli. Nastała chwila ciszy i nawet zakłopotania, albowiem pani Marynia zaczerwieniła się niespodzianie, a nie umiejąc tego ukryć, czerwieniła się coraz mocniej.
Zawiłowski, który rozumiał dotąd, że jest wyłącznym posiadaczem tajemnicy, spostrzegł ze zdziwieniem jej rumieńce i zmieszał się również, następnie zaś, chcąc zakłopotanie zagadać, począł mówić pospiesznie:
— Tak, Kopowski jest w Przytułowie. Pan Osnowski zaprosił go dlatego, że panna Lineta nie skończyła jego portretu, a później nie będzie na to czasu. Prócz tego, bawi tam krewna pana Osnowskiego, panna Ratkowska, i myślę, że Kopowski o nią się stara. To bardzo miła i cicha panienka. W sierpniu wyjeżdżamy wszyscy do Scheveningen, bo te panie nie lubią Ostendy... Gdyby pan Zawiłowski nie był przyszedł z taką serdeczną pomocą memu ojcu, ja nie byłbym mógł pojechać, ale teraz mam rozwiązane ręce...
To rzekłszy, począł mówić z Połanieckim o swem
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.