Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

Połaniecki nie miał zwyczaju mówić z nią o interesach, ale w tej chwili był niezadowolony ze siebie i uczuł taką potrzebę wypowiedzenia tego, co mu ciężyło, jaką zawsze odczuwa człowiek, trochę egoista, mający pewność, że znajdzie współczucie w oddanem mu sercu, więc rzekł:
— Odmówiłem Maszce pożyczki i szczerze ci powiem, że mi teraz przykro. On ma przed sobą jeszcze widoki ratunku, ale położenie jego jest takie, że nim dojdzie do celu, może się przez lada przeszkodę przewrócić. Ostatecznie, nigdy nie byliśmy z nim w przyjaźni, prawie go nie lubię; razi mnie, gniewa, ale jednak życie stykało nas ustawicznie, a oprócz tego, on oddał nam raz wielką przysługę. Wprawdzie oddawałem i ja jemu usługi, ale teraz on znów ma nóż na gardle.
Marynia słuchała z przyjemnością tych słów, pomyślała bowiem, że gdyby Stach był naprawdę pod urokiem pani Maszkowej, to nie byłby pożyczki odmówił, a powtóre, widziała w jego żalu dowód dobrego serca. Żal było i jej Maszków, ale, nie wniósłszy mężowi prawie żadnego posagu, nie śmiała go wprost prosić, by przyszedł im w pomoc, więc tylko spytała:
— Czy myślisz, że to musiałoby być stracone?
— Może tak, może nie, odpowiedział Połaniecki.
Poczem dodał z pewną chełpliwością:
— Odmówić to ja umiem. Bigiel ma miększe serce.
— Tylko nie mów! Tyś taki poczciwy! Najlepszy dowód, że ci to takie przykre.
— Naturalnie, że nie może być przyjemnie po-