Rozumiesz, że nie chcę dobrać się do jego kasy, chociaż jako pełnomocnik miałbym jakieś dochody, ale głównie chodzi mi o to, by się rozgłosiło, żem został pełnomocnikiem takiego milionera. Czy prawda, że on dla młodego chce zrobić ordynacyę z majątków poznańskich?
— Tak opowiada pani Broniczowa.
— To byłby dowód, że to nieprawda, ale wszystko na świecie jest możliwe. W każdym razie i ten młody weźmie za żoną jakiś posag, a jako poeta nie ma pewno najmniejszego pojęcia, jak się z takiemi rzeczami obchodzić. Mógłbym mu również posłużyć radą i pomocą.
— Muszę ci w jego imieniu stanowczo odmówić, albowiem jego interesami przyrzekliśmy się zająć w przyszłości, my, to jest ja i Bigiel.
Maszko zmarszczył się nieznacznie i odrzekł:
— Mnie też nie chodzi o jego interesa, tylko o to, bym mógł ludziom powiedzieć, że jestem pełnomocnikiem Zawiłowskiego, bo rozumiesz, że nim się wyjaśni, którego Zawiłowskiego, mój kredyt może na tem tylko zyskać.
— Wiesz, że ja się nigdy nie wdaję w cudze sprawy, ale powiem ci szczerze, że dla mnie to byłaby straszna rzecz tak istnieć tylko kredytem.
— Spytaj się największych milionerów w świecie, czy porobili majątki na innej podstawie.
— A ty spytaj wszystkich bankrutów, czy się nie zarwali z takiejże przyczyny.
— Co do mnie — przyszłość to pokaże.
— Tak — rzekł wstając Połaniecki.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.