wieczór spędzić z narzeczoną. W przedpokoju zdziwiły go dochodzące z głębi domu tony Strausowskiego walca, więc spotkawszy w następnym saloniku pannę Ratkowską, począł ją wypytywać, kto gra.
— Niteczka gra z panem Kopowskim — odrzekła panna Ratkowska.
— To pan Kopowski już tu jest?
— Przyszedł przed kwadransem.
— A państwo Osnowscy?
— Jeszcze nie wrócili z miasta. Anetka robi sprawunki.
Zawiłowski po raz pierwszy w życiu uczuł pewne niezadowolenie z Niteczki. Rozumiał, że stary zmarły szlachcic nie był jej niczem, niemniej jednak chwila do grania walca na cztery ręce z Kopowskim, wydała mu się nieodpowiednią. Miał poczucie, że tkwi w tem jakiś brak smaku. I pani Broniczowa, której nie brakło światowej domyślności, odgadła widocznie to wrażenie z jego twarzy.
— Niteczka była ogromnie i wzruszona i zmęczona — rzekła na wstępie — a jej nic tak nie uspakaja, jak muzyka. Zaniepokoiłam się też bardzo, bo już ją zaczęło ściskać w dołku, więc, gdy nadszedł pan Kopowski, sama zaproponowałam, żeby coś zagrali.
Oni jednak przestali grać — i niemiłe wrażenie Zawiłowskiego poczęło się zwolna rozpraszać. W tej willi było dla niego mnóstwo świeżych, drogich wspomnień. O zmroku począł chodzić z Niteczką pod rękę po pokojach i zatrzymując się w różnych miejscach, co chwila coś sobie przypominał.
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.