— Kochasz ty mnie? — spytał nagle Zawiłowski.
— Ty wiesz!
— Powiedz: tak!
— Tak.
Wówczas przycisnął jeszcze silniej jej ramię i począł mówić zmienionym przez wzbierające uczucie głosem:
— Ty po prostu nie masz pojęcia, ile w tobie jest szczęścia. Słowo ci daję: nie masz pojęcia! Ty nie wiesz, jak ja cię kocham. Jabym za ciebie życie oddał. Jabym świat oddał za twój jeden włosek! Tyś mój świat, moje życie, moje wszystko! Jabym bez ciebie teraz umarł.
— Siądźmy — szepnęła panna Castelli. — Takam zmęczona.
I siedli, wsparci o siebie ramionami, ukryci w mroku. Nastała chwila milczenia.
— Co tobie? Ty cały drżysz? — szepnęła panna Lineta.
Lecz i sama, czy to rozkołysana wspomnieniami, czy porwana jego uczuciem, lub blizkością, poczęła oddychać śpieszniej, i przymknąwszy oczy, pierwsza podsunęła mu usta.
A tymczasem Kopowski nudził się widocznie w przyległym pokoju z panną Ratkowską i panią Broniczową, albowiem w tejże chwili rozległy się tony tego walca, którego przedtem grali z Linetą.
Zawiłowskiemu, gdy wrócił do siebie, własne kawalerskie mieszkanie wydało się obrazem pustki i smutku, jakiemś bezcelowem koczowiskiem, po którem nie zostaje nawet wspomnienie — i pomyślał, iż ta złota Ni-
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.