który to przypływ uniósł ją kilkakrotnie tak dalece, że o mało nie pokłócili się z Osnowskim.
Osnowski bowiem, wyrzucając sobie w duchu owo poczucie zawodu, od którego i on nie mógł się obronić, starał się teraz wszelkiemi siłami zmniejszyć znaczenie katastrofy i dowieść, że Ignaś jest wogóle wyjątkową partyą, a nawet i pod względem finansowym wcale niezłą.
— Nie myślę — mówił — że byłby przestał pisać, odziedziczywszy po starym panu Zawiłowskim, ale sama administracya tak ogromnego majątku byłaby mu zajęła tyle czasu, że jego talent mógłby na tem ucierpieć. Jak chodzi o Ignasia, to, widzi ciocia, mimowoli przypomina się, co Henryk VIII powiedział, gdy któryś z książąt zagroził Holbeinowi: „Z dziesięciu chłopów zrobię, gdy mi przyjdzie fantazya, dziesięciu lordów, ale z dziesięciu lordów nie zrobię jednego Holbeina“. Ignaś jest wyjątkowy człowiek. Niech mi ciocia wierzy, żem zawsze uważał Niteczkę za urocze i poczciwe dziecko i zawszem ją lubił, ale prawdziwie dopiero urosła w moich oczach od czasu, jak potrafiła się poznać na Ignasiu... Być czemś w życiu takiego człowieka, to przecie jest zadanie, którego każda kobieta mogłaby jej pozazdrościć. Prawda Anetko?
— Naturalnie — odrzekła pani Osnowska — że kobiecie jest przyjemniej, gdy należy do człowieka, który jest czemś.
Osnowski zaś odrzekł, wpół śmiejąc się, wpół poważnie:
— A myślisz, że mnie to nieraz nie trapi, że taka istota, jak ty, należy do takiego zera, jak pan Józef
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.