pan Osnowski, odebrawszy od niego, przeglądał i oddawał. „Dla Anetki, dla Anetki! — mówił — ta mała literatka ma zawsze ogromną korespondencyę... Dla pani (dodał, zwracając się do pani Maszkowej), dla cioci... a to do Stefci... Znajomy jakiś charakter... całkiem znajomy... Panie pozwolą, że jej odniosę ten list.“
— Owszem, idź tam — rzekła żywo pani Aneta — My tymczasem przeczytamy nasze.
Osnowski wziął list i poszedł w stronę cieplarni, przypatrując mu się i powtarzając przez drogę:
— Skądeś znam ten charakter... to jakby... Wiem, żem już widział to pismo!
W cieplarni znalazł troje młodych ludzi, siedzących pod wielkim arumem, przy żelaznym żółtym stoliku, na którym stał storczyk. Obie panny przerysowywały go w malarskich albumach. Kopowski zaś, nieco za niemi, przybrany we flanelowy biały kostyum i czarne pończochy, zaglądał przez ramiona panienek do albumów, paląc przytem cieniutkiego papierosa, którego przed chwilą wydobył z wykwintnej, leżącej koło doniczki, papierośnicy.
— Dzień dobry! — rzekł Osnowki. — Cóż moje storczyki? Pyszne, prawda? Co to za osobliwe kwiaty! Stefciu, jest tu do ciebie list... Przeproś tych państwa i przeczytaj, bo mi się zdaje, że znam charakter, a nie mogę sobie żadną miarą przypomnieć, czyjby mógł być.
Panna Ratkowska otworzyła list i poczęła czytać. Po chwili zmieniła się na twarzy, po czole jej przeszedł płomień, potem bladość i znów płomień. Osnowski patrzył na nią z zaciekawieniem, ona zaś, skończywszy
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.