Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

i wyszedłem. Po chwili, wróciwszy, powiedziałem mu, żeby poszedł za mną. Widziałem, że był blady, ale zdecydowany. U siebie powiedziałem mu, że postąpił niegodnie, że nadużył gościnności uczciwego domu i że Lineta jest nędznicą, dla której nie mam dość słów pogardy, że małżeństwo jej z Zawiłowskim jest tem samem zerwane, ale że jego zmuszę do ożenienia się z nią, choćbym miał się uciec do wszelkich ostateczności... Tu się pokazało, że oni musieli się już naradzić przez ten czas, w którym zostawiłem ich samych, odpowiedział mi bowiem, że się od dawna w Linecie kocha i że gotów jest w każdej chwili z nią się ożenić. Co do Zawiłowskiego — czułem, że Kopowski powtarza słowa, które mu podyktowała Lineta, gdyż powiedział mi to, na coby się sam nie zdobył: że gotów jest dać Zawiłowskiemu wszelką satysfakcyę, ale że nie potrzebował się z nim liczyć, bo nie ma dla niego żadnych obowiązków... „Że panna Lineta wybrała ostatecznie mnie, to — (powiada) — tem gorzej dla niego, ale to jej rzecz...“ Co się tymczasem działo między ciotką a Linetą, nie wiem, dość, że nim skończyłem z Kopowskim, ciotka Broniczowa wpadła do mnie, jak furya, z wyrzutami, że to my oboje z żoną nie pozwoliliśmy Linecie pójść za naturalnym popędem serca, że narzuciliśmy jej Zawiłowskiego, którego nigdy nie kochała, że Lineta płakiwała po całych nocach, że przypłaciłaby to małżeństwo życiem, że to wszystko, co się stało, było wyraźną wolą boską... i tak z godzinę!... My winni, Zawiłowski winien, tylko one bez skazy!
Tu Osnowski począł trzeć ręką czoło i rzekł: