Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

„Pierścionek zechciej pan odesłać do willi Osnowskich; pański, ponieważ Osnowscy także mieli zaraz wyjechać, dojdzie pana przez ręce panny Ratkowskiej. Raz jeszcze, niech panu Bóg wszystko przebaczy i zachowa go w swojej opiece.“
— To jest coś niesłychanego! — rzekł Połaniecki.
A Zawiłowski odrzekł z rozdzierającym smutkiem:
— To widać z prawdy można toż samo zrobić, co z miłości, a jam się tego nie domyślał.
— Słuchaj mnie Ignasiu — odpowiedział Połaniecki, który pod wpływem współczucia począł mówić Zawiłowskiemu ty — to już kwestya nietylko twojego nieszczęścia, ale twojej godności. Cierp, ile chcesz, ale powinieneś znaleźć siłę do okazania, że o to wszystko nie dbasz.
Nastało długie milczenie. Tylko Połaniecki, przypominając sobie list, powtarzał od czasu do czasu:
— To przechodzi ludzkie pojęcie!
Wreszcie zwrócił się do Zawiłowskiego:
— Świrski wraca dziś jeszcze z Buczynka i późnym wieczorem wpadnie do mnie. Chodź i ty. Spędzimy wieczór razem i pogadacie o podróży.
— Nie — rzekł Zawiłowski — ja po powrocie z Przytułowa miałem spędzić noc u ojca — i muszę do niego iść. Jutro rano przyjdę do pana i zobaczę się ze Świrskim.
Mówił zaś tak, ponieważ chciał zostać sam. Połaniecki nie sprzeciwił się jego zamiarowi spędzenia nocy w zakładzie, sądził bowiem, że zajęcie przy chorym i opieka nad nim zajmą umysł Zawiłowskiego, przytem