Tu Połaniecki zwrócił się do pani Bigielowej:
— Ach pani! panią najbardziej wzrusza panna Ratkowska, ale niech pani pomyśli, co to za, dalibóg, tragiczna postać taka panna Helena. Zawiłowski przynajmniej żyje, a Płoszowski lepiej wymierzył. I wedle jej pojęć, niema dla niego miłosierdzia nawet na tamtym świecie. A ona go kocha. Oto położenie! Wreszcie po takiem jednem samobójstwie przychodzi to drugie, rozdziera wszystkie rany, odświeża wszystkie wspomnienia. Panna Ratkowska może być sobie wzruszająca, ale tamta ma życie złamane raz na zawsze, żadnej nadziei, tylko rozpacz.
— Prawda, prawda! Ale ona musiała przywiązać się do Ignasia, skoro nim się tak opiekuje...
— Ja rozumiem, dlaczego ona to robi. Oto za ratunek Zawiłowskiego chce wyprosić u Pana Boga miłosierdzie dla tamtego.
— To być może — rzekł Bigiel. — A Zawiłowski, kto wie, czy nie ożeni się z panną Ratkowską, jak wyzdrowieje.
— Jeśli zapomni o tamtej, jeśli się nie złamie i jeśli wyzdrowieje.
— Jakto, jeśli wyzdrowieje? Sam przecie mówiłeś, że to już niewątpliwe.
— Niewątpliwe, że będzie żył, ale pytanie, czy będzie dawnym Zawiłowskim. Choćby sobie był w głowę nie strzelał, to i wówczas trudnoby było orzec, czyby takie przejście nie złamało człowieka, tak egzaltowanego. A dodaj jeszcze rozbitą głowę! Za to się przecie płaci. Kto tam wie, co będzie dalej, ale teraz, naprzykład, niby
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.