Wyobraźcie sobie, co musiał zobaczyć, skoro człowiek tak łagodny uniósł się i stracił głowę do tego stopnia, że, bez pamięci na skandal, wygrzmocił Kopowskiego tak, że Kopowski leży.
— On tak był w żonie zakochany, że mógł nawet oszaleć, lub ją zabić — rzekł Bigiel. — Co za nieszczęście dla człowieka!
— Oto, co są kobiety! — zawołał Świrski.
Połaniecki milczał. Bigiel, któremu ogromnie żal było Osnowskiego, począł chodzić po pokoju. Nakoniec stanął przed Świrskim i, wsadziwszy ręce w kieszeń, rzekł:
— A jednak, ja nic nie rozumiem.
Świrski zaś, nie odpowiadając wprost, rzekł, zwróciwszy się do Połanieckiego:
— A pamiętasz pan, co ja o niej w Rzymie mówiłem — wtedy, gdym malował portret pańskiej żony? Stary Zawiłowski nazywał Osnowską dzierlatką. Teraz rozumiem, jak to było słuszne; bo dzierlatka ma jeszcze drugą nazwę: „śmieciucha!“ Co za kobieta! Wiedziałem, że niewiele warta, ale nie przypuszczałem, żeby mogła pójść tak daleko... I to z takim Kopowskim!... Teraz widzę jaśniej rozmaite rzeczy! Kopowski tam przecie ciągle przesiadywał; niby to starał się o pannę Castelli, potem niby o pannę Ratkowską, a widocznie porozumieli się z panią i wynajdywali na współkę pozory. Co za wesoły chłopyś! Castelka na obiad, a Osnowska na deser! Takiemu dobrze!... Między temi obiema musiała też być rywalizacya. Jedna przez drugą czyniły ustępstwa, żeby go do siebie pociągnąć. Myślicie, że tam miłość własna kobieca mało znaczyła?
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.