zamiaru dać się zabić. Owszem, niech jedzie i niech zabierze ze sobą Zawiłowskiego.
— Prawda, że i Zawiłowski powinien trochę świata zobaczyć. Chciałbym stąd do niego zajrzeć. Jak on się ma?
— Pójdę razem z panem, bom go dziś nie widział. On się dobrze ma, ale jest jakiś dziwny. Pamiętasz pan, jaka to była harda i zamknięta w sobie dusza? Otóż teraz niby zdrów, ale zrobiło się z niego małe dziecko: przy najmniejszej przykrości łzy ma w oczach.
Po chwili wyszli razem. Po drodze Świrski spytał:
— Panna Helena jest jeszcze przy Zawiłowskim?...
— Jest. On tak do serca bierze jej odjazd, że jej go żal. Miała wyjechać za tydzień, a teraz, jak pan widzisz, minął już i drugi.
— Co ona właściwie chce ze sobą zrobić?
— Nikomu wyraźnie nie mówi. Prawdopodobnie wstąpi do jakiego zakonu i będzie się całe życie modliła za Płoszowskiego.
— A panna Ratkowska?
— Panna Ratkowska jest u pani Mielnickiej.
— Czy bardzo Zawiłek po niej tęsknił?
— Przez pierwsze dni. Potem jakby zapomniał.
— Jeśli w ciągu roku nie ożeni się z nią, to ja powtarzam swoje oświadczenie. Jak Boga kocham! Taka kobieta, jak raz zostanie żoną, to się do człowieka przywiąże.
— Wiem, że panna Helena w duszyby sobie tego życzyła, żeby on się z Ratkowską ożenił. Ale kto wie, jak się to obróci.
— E! jestem pewny, że się ożeni, a to, co ja
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/340
Ta strona została uwierzytelniona.