że nie miała sposobności dania mu zamierzonej odprawy, rzekła, wysiadłszy już z karety:
— Czy pan ma jaki osobisty cel w tem, żeby mnie niepokoić?
— Nie, pani — odrzekł Połaniecki, który uznał, że nadszedł czas powiedzenia jej tego, co jej postanowił powiedzieć od siebie. — W stosunku do pani mam tylko jeden cel, oto oświadczyć, żem względem pani niegodnie zawinił — i że panią z całej duszy przepraszam.
Lecz młoda kobieta, nie odpowiedziawszy ani słowa, weszła do sieni. Połaniecki do końca życia nie dowiedział się, czy to było milczenie nienawiści, czy przebaczenia.
Jednakże wracał do domu z pewną ulgą, albowiem zdawało mu się, że powinien był tak postąpić. Był to w jego oczach mały akt pokuty — było mu zaś wszystko jedno, jak pani Maszkowa go zrozumiała. „Może sądzi, mówił sobie, żem ją przepraszał za moje późniejsze postępowanie, w każdym razie będę jej teraz śmielej w oczy patrzył“.
I w tej jego myśli było niezawodnie trochę egoizmu, ale była i wola wyjścia z manowców.