dan, był to bowiem jedyny sposób zmuszenia tych grabieżców do porzucenia tego obrzydliwego handlu i jedyny sposób utrzymania ich w ryzie. Nieszczęśliwi murzyni odetchnęli, napady i grabieże ustały, a ludzie poczęli żyć pod jakiem takiem prawem. Ale oczywiście taki stan rzeczy nie podobał się handlarzom, więc gdy znalazł się między nimi Mohammed-Achmed, zwany dziś Mahdim, który począł głosić wojnę świętą, pod pozorem, że w Egipcie upada prawdziwa wiara Mahometa, wszyscy rzucili się, jak jeden człowiek, do broni. I oto rozpaliła się ta okropna wojna, która, przynajmniej dotychczas, bardzo źle idzie Egipcyanom. Mahdi pobił we wszystkich bitwach wojska rządowe, zajął Kordofan, Darfur, Sudan; hordy jego oblegają obecnie Chartum i zapuszczają się na północ, aż do granic Nubii.
— A czy mogą dojść aż do Egiptu? — zapytał Staś.
— Nie — odpowiedział pan Rawlison. — Mahdi zapowiada wprawdzie, że zawojuje cały świat, ale jest to dziki człowiek, który o niczem nie ma pojęcia. Egiptu nie zajmie nigdy, gdyż nie pozwoliłaby na to Anglia.
— Jeśli jednak wojska egipskie zostaną zupełnie
zniesione?
— Wówczas wystąpią wojska angielskie, których
nie zwyciężył nigdy nikt.
— A dlaczego Anglia pozwoliła Mahdiemu zająć
tyle krajów?
— Skąd wiesz, że pozwoliła — odpowiedział
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.