Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

jakie otrzymały, i na tresurze Saby. Nowy przyjaciel okazywał się pojętny nad wszelkie oczekiwanie. Zaraz pierwszego dnia nauczył się podawać łapę, aportować chustki do nosa, których jednak nie oddawał bez oporu — i zrozumiał, że obmywanie ozorem twarzy Nel nie jest rzeczą godną psa-dżentlemana. Nel, trzymając palce na nosku, udzielała mu rozmaitych nauk, on zaś, potakując ruchami ogona, dawał w ten sposób do poznania, że słucha z należytą uwagą i bierze je do serca. Podczas przechadzek po piaszczystym placu miejskim sława Saby w Medinet rosła z każdą godziną, a nawet, jak każda sława, zaczynała mieć przykrą stronę, ściągała bowiem całe zastępy dzieciaków arabskich. Z początku trzymały się one z daleka, następnie jednak, ośmielone łagodnością »potwora«, zbliżały się coraz bardziej, a wkońcu obsiadały namioty tak, że nikt nie mógł poruszać się swobodnie. Nadto, ponieważ każdy dzieciak arabski ssie od rana do nocy trzcinę cukrową, przeto za dziećmi ciągną zawsze legiony much, które uprzykrzone same przez się, bywają i niebezpieczne, roznoszą bowiem zarazki egipskiego zapalenia oczu. Służba usiłowała z tego powodu dzieci rozpędzać, ale Nel występowała w ich obronie, a co więcej, rozdawała najmłodszym »helou«, to jest słodycze, co zjednywało jej wielką ich miłość, ale oczywiście powiększało ich zastępy.
Po trzech dniach zaczęły się wspólne wycieczki, częścią wązkotorowemi kolejkami, których dużo nabudowali w Medinet-el-Fayum Anglicy, częścią na osłach, a czasem i na wielbłądach. Pokazało się, że w pochwałach, oddawanych tym zwierzętom przez Idrysa, było