stanowił pan Rawlison zostawić Nel pod opieką starej Dinah i Stasia, oraz ajenta konsularnego włoskiego i miejscowego »mudira« (gubernatora), z którym się poprzednio poznał. Obiecał też Nel, której żal było rozstawać się z ojcem, że ze wszystkich bliższych miejscowości, obaj z panem Tarkowskim będą wpadali do Medinet, albo, jeśli znajdzie się co godnego widzenia, wzywali dzieci do siebie.
— Bierzemy z sobą Chamisa, — mówił — którego w danym razie po was przyślemy. Dinah niech zawsze towarzyszy Nel, ale ponieważ Nel robi z nią wszystko, co jej się podoba, więc ty, Stasiu, czuwaj nad obiema.
— Może pan być pewny, — odpowiedział Staś — że będę pilnował Nel tak, jak rodzonej siostry. Ona ma Sabę, a ja sztucer, więc niech kto próbuje ją pokrzywdzić...
— Nie o to chodzi — rzekł pan Rawlison. — Sabà i sztucer nie będą wam z pewnością potrzebne. Ty bądź tak dobry i chroń ją tylko od zmęczenia, a zarazem uważaj, by się nie przeziębiła. Prosiłem konsula, aby w razie, gdyby się czuła niezdrowa, wezwał zaraz z Kairu doktora. Chamisa będziemy tu przysyłali po wiadomości jak najczęściej. Mudir będzie was także odwiedzał. Spodziewam się przytem, że nasza nieobecność nie potrwa nigdy długo.
Pan Tarkowski nie szczędził także Stasiowi przestróg. Mówił mu, że Nel nie potrzebuje jego obrony, gdyż w Medinet, jak również w całej prowincyi El-Fayum, niema ani dzikich ludzi, ani dzikich zwierząt.
Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.